pon., 23/12/2013 - 08:23

Rok 2014 rokiem Rumuna. Zabiorą nam Holandię?

Przyjdzie Rumun i zabierze. Pracę. Mieszkania. Może nawet tożsamość zabierze. Wszystko zabierze. Taki Rumun. Proszę Państwa, zapamiętajcie tę datę: 1.1.2014. Koniec świata. W Holandii. Przez Rumunów. Polacy w Holandii w potrzebie. 

W sklepach Rumun będzie kraść czekolady, w fabrykach miejsca pracy, w urzędach zasiłki. Rumun z Bułgarem, Cygan z Romem. Takie typy. Oni, proszę państwa, przyjadą i Holandię zniszczą. Nam ją zniszczą. Naszą Holandię. Holenderską Holandię. No i polską też. No bo my też mamy prawo do tej Holandii. My, Polacy. My Polacy w Holandii.

A kysz, Rumunie!

Myśmy tę Holandię przez ostatnich kilka lat w pocie czoła budowli. Myśmy naszymi mięśniami holenderską gospodarkę przy życiu w czasach kryzysu utrzymywali. Myśmy, mimo plucia nam w twarz przez blond-pokrakę Wildersa i upokorzeń przez holenderskie media, tutaj w Hadze, Rotterdamie, Limburgii, Schiedam, Flevoland, Amsterdamie i setkach innych miejsc na posterunku zbieracza szparagów i podlewacza krokusów pozostawali i sześć razy w tygodniu o piątej czterdzieści pięć rano do szklarni pedałowali.   

Myśmy dla tej Holandii w ciągu pięciu lat o wiele więcej zrobili niż wielu Holendrów w ciągu lat pięćdziesięciu.
Nasz polski pot. Nasze polskie poświęcenie. Nasze polskie zdrowie. Oddane na polu chwały. Dla Holandii. Dla euro.
A teraz co? Rumuny idą. Holendrzy zastąpią nas Rumunami. Taka wdzięczność.

Koniec świata.  

Już tam czekają, wgapieni w zegarek z kukułką na ścianie w chałupie w Transylwanii. Rumuny. Koza na środku izby, ósemka dzieci w jednym łóżku, jedne to nawet martwe, w nocy padło, nikt nie zauważył. Się później zauważy. Zacznie śmierdzieć, to się zauważy. I sprzątnie. Jest obornik.

Więc siedzą i czekają. Rumuny. Liczą dni, godziny i minuty. Bum! Północ w sylwestra. I na furmankę skoczą, konia batem, GPS kierunek Holland. 

Rumuny jadą do Holandii.

Państwo nie wiedzą tego jeszcze? Od 1 stycznia 2014 roku Rumuni i Bułgarzy będą mogli pracować w Holandii. Teraz też pracują, na czarno albo ze specjalnym pozwoleniem. Więc nie tak łatwo. Ale 1 stycznia 2014 roku to się zmieni. Wszystko się zmieni. Świat się zmieni. Holandia się zmieni.

Nic już nigdy nie będzie jak wcześniej. Rumuny będą, tak się nam ten 2014 rok zacznie. Rok 2014 rokiem Rumuna. No to fajnie. Masakra.

Rok 2014 ogłaszamy uroczyście rokiem Rumuna w Holandii.

I rokiem wyjazdów Polaków z Holandii. Polacy spełnili już swą historyczną rolę w rozwoju Holandii. Jak zawsze czeka ich za to nie podziękowanie, ale kopniak w tyłek. Won do Polski, Rumun będzie tańszy i posłuszniejszy niż Polak.

Dziękujemy za uwagę.   

Podpisano: Ironia Losu.

 

Tako rzecze Bruksela: Rumuni i Bułgarzy muszą mieć od pierwszego stycznia roku dwa tysiące trzynastego prawo do pracy w UE bez specjalnych pozwoleń. Tak, proszę państwa. Tak się kiedyś w Brukseli umówiono.

Od 1 stycznia 2014 Rumuny będą jak Niemcy, jak Belgowie, jak Węgrzy czy Słowacy (od kilku lat). Rumuni staną się ludźmi. Jak Hiszpanie, jak Austriacy, jak te lenie Grecy. Jak Polacy nawet.

Tego żeśmy się w tej Unii doczekali. Na stare lata. Że przyjdą Rumuny i nam zabiorą. Wszystko nam zabiorą.  
Bo przecież nie tylko Holendrom zabiorą? Nam też zabiorą? Nam Polakom w Holandii zabiorą? Pracę nam zabiorą, status prześladowanej mniejszości nam zabiorą, status największych rozrabiaków nam zabiorą?

Ach, Rumuny, żebraki, Dracule…

Holendrzy wiedzą, co się stało, gdy w 2007 r. otworzyli rynek pracy dla Polaków. Oj wiedzą, wiedzą. Kiedyś Polacy jak Rumuni i Bułgarzy byli. Pozwolenie mieć musieli. Do pracy. Ale się przedsiębiorcom w Holandii tańsze ręce do roboty wymarzyły.

Wiadomo, pieczarka i pomidor same się nie zerwą. Cebulka tulipana sama nie sprawdzi czy gnije. Prosiak sam się nie zaszlachtuje. Łazienka sama się nie wykafelkuje. Beczka z olejem sama do tira nie wskoczy. Serek sam się nie zapakuje.

Kupa starej Holenderki co narobiła do łóżka sama się nie sprzątnie. I tak dalej.

A czy Holendrzy, społeczeństwo dumne, naród Rembrandta, budowniczych tam, Johana Cruijffa, Wilhelma Milczka, Rutgera Hauera, Spinozy, obrotnych kupców, van Gogha, sprytnych kolonizatorów, naród Grocjusza i Jana Smita, czy przedstawiciele takiego narodu parać się mają zbieraniem szparagów, ładowaniem palet, sprzątaniem kibla? No wolne żarty.

Więc w 2007 roku Holendrzy tych Polaków wpuścili. 

Żeby za nich posprzątali, za nich się w gównie babrali, za nich z prosiaków mięcho wykrawali.  

Holendrzy najpierw, jak to Holendrzy, zrobili analizy. Wyszło im: przyjedzie tych Polaków parę tysięcy. Fajna sprawa, parę tysięcy tanich wołów roboczych, w sam raz. Nie za dużo, nie za mało. Czysty zysk, żadnych strat. Żadnego ryzyka.

Ludzie to jednak nie kanały, tak łatwo się ich uregulować nie da. Ludzkie przepływy to nie przypływy Morza Północnego, nie da się ich przewidzieć.   

Więc się przewidywania ekonomów nie sprawdziły. I wielu Holendrów bez łezki w oku robotę w szklarni czy fabryce Polakowi czy Słowakowi przekazało. Zasiłek fajna rzecz, pieniędzy niewiele mniej, a czasu na piwko przy telewizorku jakby więcej. No i ponarzekać można: patrzcie, my tu przed tym telewizorem cierpimy, bo Azjaci z Polski czy Litwy przyjechali i nam robotę pakowacza i rzeźnika zabrali. Nam to tylko telewizor z Wildersem Co To Dobrze Gada jako rozrywka pozostały.

No cóż, takie życie.

Tak samo myśleli Polacy: No cóż, takie życie. Tyle, że nie przed telewizorkiem, ale przy taśmie co zapierdalała, na polu, gdzie lało jak z cebra i w chłodni gdzie piździało. No cóż, takie życie. Ważne, że jest euro. Się wróci do Polski i się kupi nową pralkę. I telewizor. Plazmowy. Człowiek znów będzie człowiekiem. Będą cukierki dla dzieci. Na święta. Będzie git. A co.  

Tylko że nie parę tysięcy, ale paręnaście tysięcy ich przyjechało. Nie, błąd! Nie paręnaście tysięcy, ale parędziesiąt tysięcy ich przejechało. Nie, Stefan, bądź precyzyjny! Nie parędziesiąt tysięcy, ale sto? dwieście? trzysta? tysięcy ich przyjechało.

Ich? Nas – Polaków i innych Łotyszy. „Nowych Europejczyków”, jak to mówią Holendrzy, jakby to Polska i Czechy dopiero w 2007 roku w Europie się znalazły. A przedtem, cholera wie, w Afryce czy Ameryce Południowej żeśmy byli. Więc tylu ich czyli nas przyjechało. Setki tysięcy! No, to jest coś.

Nawet nie „coś”. To jest problem.

Po kilku latach ekonomom mądrym, politykom zapobiegliwym i Zwykłym Holendrom Zdroworozsądkowym tak zwana kopara opadła. Bo ci Polacy to nie tylko ogórki po dwanaście godzin dziennie zbierali. To też. I to było fajne. Ale nie tylko to. No niestety. Stłoczeni po ośmiu w jednym pokoju 13 m2, od rodzin oderwani, bez znajomości języka (bo niby kiedy i gdzie mieli się nauczyć?), czasami coś tam wypili, czasami coś tam przewrócili, czasami coś tam ukradli, coś tam staranowali, kogoś tam jakimś tam nożem gdzieś tam dźgnęli.

Incydenty, wiadomo. Większość, a pewnie dziewięćdziesiąt, a może i dziewięćdziesiąt dziewięć procent jest okej, w porządku, ciężko pracujący ludzie, zero problemów, porządni, uczciwi, trzeźwi. Jasne. Respect. No ale ten jeden procent…

Ten jeden procent problematyczny…

Sami wiemy, sami ich znamy, te tak zwane Niezłe Ziółka, prawda? Tego Romana, co to jak wypije to lata po motelu i wrzeszczy, że zabije? Tego Staśka, co to na mieście rower Holendrowi ukradł, a jak policjanci go złapali to opluł i z mostu chciał skoczyć? Tych chłopaków młodych z Giżycka czy Kietrza czy Olsztyna co to do coffeeshopu w sobotę iść lubią, a potem się z Holendrami przed dyskoteką napieprzają, bo ich do środka wpuścić nie chcą i to jest ich sprzeciw wobec dyskryminacji na tle narodowościowym? 

Co ja będę Państwu tłumaczył, Państwo wiedzą o kogo chodzi… Państwo ich znają, każdy z nas ich zna, te Tak Zwane Niezłe Ziółka. Jeden procent, jasne. Ale jeden procent ze, dajmy na to, dwustu tysięcy to jednak dwa tysiące. Więc tu i tam, jakiś wypadek, jakiś polski trup w kanale, jakieś włamanie do mieszkania pod osłoną nocy, jakiś przemycik, jakaś rozróba na wiejskiej imprezie w Limburgi... I się Holendrom, a już na pewno mediom i politykom, ta Nowa Imigracja mniej zaczęła podobać.

Wiadomo, fajnie, że te ogórki o piątej nad ranem zbierają i więcej niż płaca minimalna nie chcą. Ba, czasem to nawet mniej niż płaca minimalna dostaną i też szczęśliwi.

Taki jest ten dumny polski naród, dziwne. Przed Hitlerem na kolana nie padli, Stalina przeżyli, ale wobec euro – bezbronni. Honor w kąt, liczymy godzinki. Pięciu w jednym pokoju mieszka, a płacą za to trzysta euro miesięcznie. Od głowy. To dla Holendrów więcej niż git. O nie, oni byli w siódmym niebie, holenderscy pracodawcy i pośrednicy, co to na Polakach zarobili miliony.

Z Polakami to nawet lepiej mieli niż z tymi w Indonezji czy Surinamie. Ci się przynajmniej buntowali. I to setki lat temu, w czasach gdy facebooka, wizzaira i związków zawodowych nie było. A Polacy? Fajny naród. Liczy godziny i euro. Nie liczy się człowieczeństwo i godność.

Dla holenderskich agencji pracy i pośredników wynajmu nieruchomości: klient wypisz wymaluj. 
Ale te morderstwa, te pobicia, ten syf na ulicy przed takim polskim domkiem gdzieś w Alkmaar czy Purmerend (syf logiczny, bo w domu dwudziestu polskiego chłopa pracującego mieszka, a nie półtorej holenderskiego emeryta w fotel pierdzącego).

No i zaczął się ten kryzys, bezrobocie, jak na Holandię, mocno poszło w górę. Holendrowi się przez telewizorem znudziło, zasiłki mu zaczęli przycinać, politycy zaczęli mu do ucha szeptać: znajdź se pracę! znajdź se pracę! znajdź se pracę! A on im na to: jak se mam znaleźć, jak Polaki i Czechy zabrały? Więc się nastrój zmienił. I nastawienie do emigrantów. Nie lubią nas teraz, to fakt. Z ukosa patrzą.

A teraz jeszcze to: Rumuny przyjdą.

Jakby się to dało odkręcić, to bym tych Rumunów i Bułgarów za nic w świecie nie wpuścił – tak można streścić to, co mówi po gazetach minister Asscher, ten co w holenderskim rządzie za pracę i imigrację odpowiada. Chłop rozumuje logicznie: lud mi się tu w kraju burzy, że pracy dla Holendrów nie ma, a Polaków tu mamy w cholerę. A my teraz jeszcze Rumunów wpuszczamy. Oj, lud holenderski będzie niezadowolony.

Asscher na tyle jest jednak mądry, że wie, że nic się z tym zrobić nie da. Bo się jednak Holandia lata temu pod dokumentem podpisała, w którym czarno na biało stoi: od 1.1.2014 także Rumuny i Bułgary to będą ludzie, Europejczycy, osoby mile na holenderskim rynku widziane. I tyle. Odkręcić się tego nie da. Mleko się rozlało. Rumuny przyjadą. Po Polakach przyjadą Rumuny – oni to już tu w Holandii w najważniejszych gabinetach wiedzą.

Więc co pozostaje?

Straszenie.

Straszenie i zrzucanie winy na innych.

Co z tego, że to lata temu właśnie Holandia wspólny europejski rynek pracy pod niebiosa wychwalała? Holandia, kraj eksporterów, niskiego bezrobocia i wysokich kosztów pracy, w tanich imigrantach ze Wschodu widziała szansę na szybki zysk. Holandia wzbogaciła się na wyzysku Indonezji i Antyli, na handlu niewolnikami i przyprawami co je kradli, więc perspektywa Polaków, Węgrów i nawet Rumunów i Bułgarów pracujących za grosze w holenderskich szklarniach, fabrykach i magazynach bardzo im odpowiadała. Ich pot, nasz zysk. To dla Holendra oznacza: dobry interes.

Nastroje się jednak zmieniły. Więc teraz trzeba straszyć. Więc ministrowie straszą. Rumunami. Transylwanią. Bułgarami, co będą kraść. Romami, co będą zasiłki wyłudzać i dzieci płodzić, co to z kolei na Centraal Station będą żebrać. Rumunami, co będą podkradać miejsca pracy. Tym straszą.

Cholera ich tam wie: może i słusznie straszą.

Najzabawniejsze w tym jednak to – tyle, że to jest śmiech przez łzy, bo to jednak ja, polski Stefan z Hagi, piszę – że myśmy się dali na to złapać. Również my, Polacy. Że Rumuni to wróg. Że Bułgarzy to zagrożenie.

Kto by pomyślał: zintegrowaliśmy się z tymi Holendrami bardziej niż myśleliśmy. I teraz wspólnie z nimi, kierowani najgorszymi instynktami (przyjdą obcy i zabiorą!), obawiamy się Rumunów i Bułgarów. Widzimy w nich zagrożenie.

Straszymy nimi. Myślimy o nich tak, jak jeszcze niedawno Holendrzy myśleli o nas. Co nas wówczas oburzało.
Na tle Rumunów, my, Polacy w Holandii, jesteśmy Holendrami.

A Rumuni to dla nas Polaczki.

Straszne to i śmieszne.

Szczęśliwego Nowego Roku 2014.  

Stefan z Hagi

P. S. Powyższy tekst to felieton, więc jego treści nie należy interpretować dosłownie - red.

 

inne podobne:
Prawie 6 tysięcy euro zasiłku za atakowanie Polaków w Holandii. I jak tu żyć?

Polska żebraczka i Holender z piwem 

Czy wstydzisz się za Polaków w Holandii?

*