pt., 21/01/2011 - 14:34

Życie seksualne drani

Był sobotni wieczór i, jak przystało na sobotę, siedziałyśmy z Agnes w jednej z podrzędnych knajp zachodniego Amsterdamu. Agnes spożywała piwo i z niesmakiem patrzyła na moje mojito, raz po raz określając je mianem trucizny.

 
Rzuciłam okiem na drzwi i prawie wsadziłam sobie słomkę w oko, zobaczywszy w nich Sjoerda z najnowszą narzeczoną.

- Kto to? – zapytała Agnes, widząc moje niezdrowe zainteresowanie.
- To jest, moja droga, mój znajomy Sjoerd. Ta dziewczyna obok niego do niedawna była luksusową prostytutką, ale po tym, jak Sjoerd ją wyhaczył, zostali parą. On zostawił dla niej żonę z dwójką dzieci…

Agnes uniwersyteckim gestem – palec uniesiony w górę – przerwała moje rozemocjonowane wywody.
- Bo to jest, droga koleżanko – rzekła z powagą – porządne holenderskie myślenie. Prostytutka jest lepsza, niż żona, bo nie ględzi i zrzędzi, i lepsza niż dzieci, bo nie ryczy po nocach. Prostytutka zawsze jest miła i nie ogranicza samorozwoju. Prostytutka jest jak…
- Poczta…? – zasugerowałam nieśmiało.
- Poczta nie jest miła – upomniała mnie Agnes. Wróciłam do swojej trucizny i zadumałam się nad istotą porządnego, holenderskiego myślenia.

Czy Holendrzy to dranie?

Według słownika języka polskiego drań to: człowiek podły, nikczemny, przewrotny; łobuz, nicpoń
Czy powinno się nazywać człowiekiem nikczemnym kogoś, kto [po prostu] zdradza żonę? I do tego z profesjonalną prostytutką?
Z moich doświadczeń wynika, że owszem, zdarzają się Holendrzy-łobuzy. W pracy co i rusz słyszy się plotki o kimś, kto najpierw intensywnie „podróżuje służbowo”, a w końcu rozwodzi się z hukiem i aferą, bo okazuje się, że oprócz zaworów kontrolnych, przeprowadzał inspekcje także na młodych Azjatkach. Z drugiej strony, mnóstwo jest mężczyzn żyjących przykładnie z jedną vriendin* przez całe życie i wychowujących dwójkę dzieci i kota. Nie można zatem generalizować, o nie…
Dla porównania zaczęłam analizować moje doświadczenia z Polakami. Czy są oni mniej drańscy? Bardziej romantyczni? Może wierniejsi?

 

Natychmiast przypomniało mi się, jak pewna znajoma opowiedziała mi wyjątek ze swojego życia małżeńskiego. Jej małżonek był nałogowym alkoholikiem.

Znajoma z pomocą syna wciąż wymyślali nowe sposoby, by zatrzymać marnotrawnego męża w domu i tym samym powstrzymać go od picia. Pewnego dnia zamknęli go na zamek typu „Gerda”, którego nie dało się otworzyć od wewnątrz. Mąż – alkoholik zszedł balkonem do pary sąsiadów piętro niżej i poprosił o wypuszczenie go na klatkę schodową. Mężczyzna spełnił jego prośbę, ale zaraz potem urządził żonie karczemną awanturę: podejrzewał mianowicie, że ma ona romans z sąsiadem z góry, i dlatego wszedł on przez balkon, wymyślając na poczekaniu historyjkę o zamku „Gerda”. Obie pary wkrótce się rozwiodły.
Konkluzja jest taka, że mąż alkoholik, aczkolwiek wierny, także zaliczać się może do kategorii drani. Tudzież mąż nie-alkoholik, ale bezpodstawnie zazdrosny, także skończy z metką drania.
Wnioski?
Drania można spotkać wszędzie. Nawet na własnym balkonie.

Tydzień po dyskusji z Agnes o wyższości instytucjonalnej prostytutki nad żoną, spotkałam się z kolegą z byłej pracy, Jerrym. Na pytanie, co słychać, Jerry odpadł po prostu:
- Jest tak sobie. Spotkałem się w sobotę z fajną dziewczyną. Zrobiło się naprawdę gorąco, wiesz, o czym mówię. Ta laska przywiązała mnie do łóżka i zawiązał mi oczy opaską… A potem stwierdziła, że nie chce się posuwać za daleko, bo jest w stałym związku…! Wyobrażasz to sobie…?!
Uf. Na szczęście trafiają się jeszcze porządne kobiety.

*przyjaciółka, dziewczyna